Z Galą Muzyki Filmowej jestem od początku i cieszę się, że takie eventy stają się cykliczne, ponieważ muzyka filmowa jest kluczowa dla X Muzy i po prostu zasługuje na to, aby celebrować ją w mniejszych lub większych salach koncertowych w Polsce.
Jak zwykle za galę odpowiadała Orkiestra Symfoniczna Filharmonii Śląskiej przy wsparciu Chóru Filharmonii Śląskiej, wspaniałym solistom (Katarzyna Cerekwicka i Mateusz Ziółko) i specom od animacji i wizualizacji, a łącznikiem ich wszystkich był dyrygent, Maciej Sztor.
Tym razem organizatorzy eventu zrezygnowali z dodatkowych elementów, jak efekty pirotechniczne, aktorzy ze skeczami i grupy rekonstrukcyjne - nie liczę tego gościa przebranego za Batmana, co strzelał jakąś pianką. Było bardziej kameralnie, co nie przeszkodziło, aby muzyka wybrzmiała niezwykle epicko w murach Spodka. Wiele osób się pewnie ucieszyło z mniej widowiskowej oprawy. Sporo ludzi narzekało rok temu, że było tego za dużo i nie mogli się skupić na muzyce.
Poziom wizualizacji był większy niż w poprzednich edycjach. Nadal są pewne mankamenty do poprawy, ale idzie to w dobrym kierunku. Znaczna większość grafik i animacji pasowały do utworów oraz skupiały się często na znanych motywach z konkretnych filmów. Raz wizuale dominowały na ekranie, a innym razem służyły, jako tło dla ujęć orkiestry, solistów, chóru i dyrygenta. Uważam, że to była dobra decyzja koncepcyjna. Wizualizacje mają budować klimat danego utworu i tak też było podczas tej edycji. Gala ma spore zaplecze realizacyjne. Wokół sceny było wiele kamer. Na ekranie przeważnie gościły fragmenty tego, co działo się na scenie. Tłem były wizualizacje, które nakładano na ujęcia orkiestry. Dawało to bardzo dobry efekt.
Robert Talarczyk dość nieźle radził sobie, jako konferansjer. Zapodał kilka żarcików i przybliżył parę anegdot filmowych. Dość luźnie prowadził całą galę. Na fejsie pojawiły się negatywne komentarze odnoszące się do żartów prowadzącego z mieszkańców Sosnowca oraz osób niepochodzących ze Śląska - ogólnie dość mocno była podkreślana śląskość, co z jednej strony jest zrozumiałe, bo impreza odbywała się na Śląsku, a koncert był organizowany przez Filharmonię Śląską, która obchodzi 80-lecie, ale z drugiej strony to była gala muzyki filmowej (w dodatku zagranicznej), a nie jubileuszy koncert samej Filharmonii Śląskiej i niekoniecznie musiały znaleźć się w niej w/w żarty, ale też nie przesadzajmy. Od 1993 roku mieszkam na Śląsku, ale pochodzę z Pomorza. Wiele razy "przezywano" mnie, że jestem gorolem. Rozumiem, że niektórzy mają już dość wiecznego żartu z goroli, ale ja tam nie czułem się urażony. Są pewnie osoby, które miały znacznie gorsze doświadczenia z tego typu wyzwiskami, co przypuszczalnie mogło odbić się na nich negatywnie i dlatego "uruchomiły" się w komentarzach.
Koncert rozpoczął się od poematu symfonicznego "Tako rzecze Zaratustra" Richarda Straussa z kultowego eposu Stanleya Kubricka, czyli filmu 2001: Odyseja Kosmiczna. Na ekranie pojawiły się wizualizacje gwiezdnego dziecka spoglądającego na Ziemię i czarnego monolitu. Wspaniały występ i doskonały wybór na pierwszy utwór gali. Nie zabrakło kompozycji z Gwiezdnych Wojen w postaci "The Throne Room and End Title". Z przestrzeni kosmicznej przenieśliśmy się na Ziemię i uczestniczyliśmy w Igrzyskach Śmierci. Katarzyna Cerekwicka zaśpiewała "The Hanging Tree" z filmu Igrzyska śmierci: Kosogłos. Część 1, a orkiestra dokończyła epicką muzykę skomponowaną przez Jamesa Newtona Howarda.
Słynny motyw muzyczny z serii filmów o Jamesie Bondzie rozbrzmiał ponownie w Spodku - tym razem była to kompozycja Davida Arnolda z Casino Royale. Na ekranie pojawiła się makieta Daniela Craiga i słynny napis 007. Na scenę wszedł Mateusz Ziółko, który zaśpiewał piosenkę "Kiss from a Rose" z filmu Batman Forever. Solista poradził sobie znakomicie, a orkiestra tylko chwilowo zwolniła tempo. "The Battle" to monumentalna kompozycja z filmu Opowieści z Narnii: Lew, czarownica i stara szafa. Chór Filharmonii Ślaskiej mógł wykazać się podczas trwania tego utworu, który w dużej mierze bazuje na głębi głosów chórzystów. Aż mnie zatkało w klatce piersiowej. Taka to była moc śląskiego chóru. Na ekranie królowały ujęcia lasu we mgle, co doskonale pasowało do klimatu muzyki z tego widowiska fantasy.
Kolejny set zaczął się od sielankowego utworu "This is Berk" z fantastycznej animacji Jak wytresować smoka. Katarzyna Cerekwicka zaśpiewała piosenkę Grace Jones pt. "Strange" ze słynnego thrillera Romana Polańskiego pt. Frantic. Na zakończenie pierwszej części, orkiestra zagrała kultową suitę z filmu Szczęki Stevena Spielberga, a to jeden z moich absolutnie najukochańszych filmów w historii. Już kiedyś na żywo słyszałem te niepokojące dźwięki zbliżającego się rekina, ale za każdym razem robią one takie samo wrażenie. Arcydzieło.
Drugą część rozpoczęła muzyka z filmu Oppenheimer. Głęboka muzyka płynnie przeszła w niezwykle energiczną melodię z innego dzieła Christophera Nolana - chodzi o utwór "Mombasa" z Incepcji. Na ekranie pojawił się narysowany kadr z filmu (kręcący się wokół siebie korytarz hotelu). Katarzyna Cerekwicka świetnie zaśpiewała oscarową piosenkę "My Heart Will Go On" z arcydzieła Jamesa Camerona o tytule Titanic. Na ekranie pojawiła się tafla oceanu, która była tłem dla ujęć orkiestry. Dało to rewelacyjny efekt końcowy.
Muzyka z filmu Batman v Superman: Świt Sprawiedliwości dopełniła epickiego brzmienia tegorocznej gali, a utwór "Harry’s Wondrous World" z pierwszej części przygód Harry'ego Pottera przypomniał wszystkim o magii doświadczenia kinowego, bo tylko w dużej sali z dobrym dźwiękiem można w pełni docenić mariaż ruchomych obrazów z muzyką symfoniczną. Mateusz Ziółko był tego wieczoru bardzo mocno nastawiony na rockowe dźwięki. "Here I Am" Bryana Adamsa z animacji Mustang z Dzikiej Doliny rozkręciło publiczność, a sam solista ponownie dał czadu.
Ostatni set koncertu zaczął się od absolutnie genialnego wykonania tematu muzycznego z kultowego serialu Miasteczko Twin Peaks. Wszyscy znany te dźwięki, które skomponował Angelo Badalamenti. Naprawdę warto było odwiedzić Spodek dla tej kompozycji. Mateusz Ziółko wzbił się na wyżyny swojego talentu wokalnego podczas trwania piosenki "Who Wants To Live Forever" zespołu Queen z filmu Nieśmiertelny. Serio, dał z siebie wszystko. Tak to wyglądało w pierwszym rzędzie. Spodek zadrżał od jego wokalu. Katarzyna Cerekwicka nie pozostała bierna i zaśpiewała słynny utwór Adele "Rolling in the Deep" z filmu Jestem numerem cztery. Rozpaliła publiczność do czerwoności. Na zakończenie przygody muzyczno-filmowej, orkiestra zagrała miks z serii Piraci z Karaibów. Publiczność zgotowała wszystkim owację na stojąco, a orkiestra zagrała dwa bisy. W jednym z nich usłyszeliśmy "Anthem" z filmu Top Gun.
To był kolejny wspaniały wieczór w Spodku z muzyką filmową w tle. Można dużo pisać o doznaniach w obcowaniu z muzyką filmową, ale nic nie zastąpi osobistego doświadczenia. Za rok odbędzie się kolejna edycja i polecam się na nią wybrać. Filharmonia Śląska doskonale wie, jak grać soundtracki z filmów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz